Jedna z trudniejszych interwencji…

Jedna z trudniejszych ...

W grudniu dostaliśmy telefon z zapytaniem czy w naszym przytulisku znajdzie się miejsce dla klaczy i dwóch krów czasowo odebranych na terenie jednej z gmin. Właściciel trafił do szpitala a zwierzętami nie ma się kto zająć. Zawsze staramy się mieć miejsce dla takich zwierząt dlatego zdecydowaliśmy się przyjąć je pod swoje skrzydła. Mowa tutaj o Krysi, Dzidzi oraz Larze. Kiedy decydujemy się na pomoc zwierzętom czasowo odebranym zawsze drżymy jaki los czeka je w momencie zabrania ich od nas. Jak sama nazwa wskazuje trafiają do nas chwilowo, niestety nie stają się nasze. My czasowo przyjmujemy je pod swoją opiekę, kiedy nie ma się kto nimi zająć. Zawsze obawiamy się co z nimi będzie potem… Kiedy trafiają do nas my traktujemy je jak nasze własne, kochamy, przytulamy, dbamy, odżywiamy, wzmacniamy i robimy wszystko co w naszej mocy, żeby pokazać im, że człowiek może być dobry. Tutaj mieliśmy nadzieję, że nie będzie problemu z uratowaniem tych zwierząt. Kiedy minęło 5 miesięcy cieszyliśmy się, że po takim czasie chyba już wszystko jest jasne. Jak bardzo się pomyliliśmy… Dostaliśmy maila z informacją a wręcz nakazem wydania zwierząt kierowcy, który po nie przyjedzie. Wracają do właściciela… Nogi się pod nami ugięły… Jak to mamy je po prostu oddać do kogoś kto zgotował im taki los? Jak mamy zapakować je do przyczepy i pozwolić odjechać w nieznane? Mamy po prostu o nich zapomnieć? Nie da się! Postanowiliśmy o Nie zawalczyć… Pojechaliśmy porozmawiać z właścicielem czy zgodzi się nam je odsprzedać. Uprzedzając milion pytań w takich sytuacjach odkupienie jest czasem jedyną możliwością, nie można było ich odebrać. Niestety właściciel nie chciał nawet o tym słyszeć. Nakazał nam natychmiast oddawać zwierzęta bo konia trzeba zaźrebić a krowy zacielić. Stwierdził ze mu zawaliliśmy bo ich nie pokryliśmy a rzeźnia czeka na młode… Lara czyli ocalona klacz urodziła u nas źrebaczka- malutką Krejzi. Opowiadał nam, że jak tylko wrócą mała jedzie na mięso, nawet wskazał datę i rzeźnie. Krowy – Krysia i Dzidzia jeśli nie będą cielne to też jadą na mięso bo darmozjadów trzymał nie będzie. Muszą iść na ubój bo ,,żarły ekologiczne ziemniaki” więc będzie z nich zdrowe mięso. Nawet usłyszeliśmy jaka rzeźnia je zabierze tak jak wszystkie poprzednie bo tylko po to się rodzą…Nawet nie zdajecie sobie sprawy co tam przeżyliśmy… Nie chcieliśmy pokazać, że nam zależy bo zawsze jest to wykorzystane przeciwko nam. Długo staraliśmy się robić dobrą minę do złej gry. Ale na myśl co czeka ,,nasze” dziewczyny nie wytrzymaliśmy. Dorota wybuchnęła płaczem i wręcz błagała o życie dla nich. Oferowaliśmy lepszą cenę niż rzeźnia ale właściciel był nieugięty. Wszystko i wszyscy byli przeciwko nam- gmina, ludzie, prawo, właściciel. Byliśmy bezsilni. Postanowiliśmy dowiedzieć się w jakich warunkach żyły te zwierzęta. Dwa dni chodziliśmy od domu do domu pytając co się tam tak naprawdę dzieje. Niewiele osób chciało coś powiedzieć. Jakby cała wieś była w zmowie. Szybko jednak dowiedzieliśmy się dlaczego tak jest… Właściciel to człowiek agresywny i ludzie po prostu się go boją i dla świętego spokoju wolą milczeć. Na naszej drodze spotkaliśmy jednak Anioły, które wiele nam w tej sprawie pomogły. Dla ich dobra nie będziemy mówić kim były. Opowiedziały nam jak wyglądało życie tych zwierząt. Przeżywały tam piekło… Lara- była jednym ze ,,szczęśliwców” które u niego się urodziły i zostały. Szczęśliwców? Nic bardziej mylnego. Jej mama opadła z sił, nie była już wydajna dlatego stała się bezużyteczna. Została sprzedana do rzeźni. Na jej miejsce musiała się znaleźć inna maszynka do rodzenia. Padło na Larę… Co roku była kryta, wydawała na świat źrebaki, które jej zabierano i pakowano do rzeźnickiego tira. Rok w rok… Na codzień ciągnęła wóz ze złomem i ziemniakami czasem ponad 30km. Do krycia też musiała iść 30 km bo tam był największy ogier w okolicy. A po największym ogierze może być duże dziecko czyli więcej pieniędzy za mięso…To co przeżyła wie tylko ona… Lara jest mocno skrzywionym psychicznie koniem. Jest tak zniszczona psychicznie, że strach pomyśleć co ten człowiek jej zrobił. Lara nienawidzi ludzi. Na widok ludzi reaguje ogromną agresją, nie chce mieć z nimi żadnego kontaktu. Jedyne osoby, które u nas akceptuje to Dominik i nasza Alina. Na nasze nieszczęście Lara po porodzie dostała kolki. Dała do siebie podejść tylko wtedy kiedy potrzebowała pomocy. Obawialiśmy się, że nie zdołamy uratować Lary a maleńka Krejzi zostanie sierotą. To była Niedziela, nie było weterynarza, który by przyjechał i nam pomógł. Jej stan nie pozwalał na transport bo obawialiśmy się, że nie dojedziemy. Na szczęście nasza zaprzyjaźniona Pani Doktor dojechała i podała jej leki. Zapakowaliśmy Lare i Krejzi do przyczepy i pognaliśmy do Wrocławia. Na miejscu okazało się, że lepiej się poczuła. Tylko jak się okazało był to raczej duży problem. Znowu zaczęła atakować, nie dała się zbadać, nie dała podać sobie leków. Udało się jej podać kroplówkę, którą po 10 minutach sobie wyrwała i nie pozwoliła już do siebie podejść. W klinice określono ją koniem całkowicie nieobsługiwalnym. Po dwóch dniach w obawie o bezpieczeństwo personelu w klinice proszono nas żeby ją zabrać do domu , w takim stanie jakim jest i kontynuować leczenie przez lokalnego weterynarza. Nigdy nie mieliśmy tak skrzywdzonego psychicznie konia. Mieliśmy konie trudne ale nigdy nie aż tak. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i Lara ma się dobrze. Jeśli chodzi o Krysię i Dzidzie to całe życie stały w rozwalającej się oborze, przywiązane do ściany. Krysia tak jak Lara co roku rodziła cielaki tylko po to żeby zostałe zabite. Tutaj chyba miała się powielić sytuacja jak z Larą i jej mamusią. Zostawił Dzidzie tylko po to żeby pozbyć się Krysi. Dzidzia miała być kolejną maszynką do rodzenia a Krysia miała iść na mięso. Kiedy do nas trafiły bały się własnego cienia. Stały wbite w kąt boksu. Każdy gwałtowny ruch wywoływał w nich niewyobrażalny strach. Jest tak do dzisiaj ale są już spokojniejsze. Właściciel jest człowiekiem agresywnym. A wiadomo na kim najłatwiej tą agresję wyładować. Na słabszych… Gdyby nie wizyta w szpitalu właściciela, ich gehenna trwałaby dalej. Na szczęście udało się je odkupić i są już bezpieczne w naszej Przystani. Lara, Krejzi, Dzidzia, Krysia i Aduś już nigdy nie zaznają krzywdy z ręki człowieka. Każdego dnia pracujemy nad nimi, żeby zdobyć ich zaufanie. Z Dzidzią i Krysią idzie nam lepiej. Przed Larą długa i bardzo trudna droga. Często pytacie nas czemu się nie uśmiechamy. Przepraszamy kochani, ale nasze przystaniowe życie często jest przepełnione ogromem smutku. Takie sytuacja jak ta mocno odbijają się na naszej psychice. W tym przypadku się udało, ale kosztowało nas to ogrom stresu, strachu, bólu i niemało pieniędzy. Ale podkreślamy nie dało się załatwić tego inaczej. Według naszego chorego prawa nie było podstaw do odebrania ich. Usłyszeliśmy, że zwierzęta nie muszą mieszkać w pałacu. Tak gdyby to było najważniejsze… Możecie teraz nas hejtować, wylać wiadro pomyj, że je odkupiliśmy. Jesteśmy na to gotowi ale gdybyśmy musieli to zrobilibyśmy to jeszcze raz. Te zwierzęta zasłużyły na spokój i normalne życie, za cierpienia jakie znosiły całe swoje życie. My tej sprawy tak nie zostawimy i będziemy walczyć o sprawiedliwość tam gdzie powinniśmy ale najważniejsze jest dla nas bezpieczeństwo zwierząt i to, że teraz nikt nam ich już nie zabierze. Teraz będziemy walczyć o to, żeby żadne zwierzęta nie podzieliły ich losu u tego człowieka, tylko czy się uda… Cała szczęśliwa piątka szuka opiekunów wirtualnych. Może zechcesz zostać jednym z nich? Krejzi, Lara, Dzidzia, Krysia i Aduś czekają